11 września 2007, po ponad 8 godzinach lotu wylądowaliśmy na Allan Dulles International, jakieś 30 mil od Waszyngtonu. Pierwszy widok na amerykańskiej ziemi – rozkopane lotnisko, remont terminala, czyli swojsko. Odprawa i formalności trwały jakieś 15 minut. Bagaże wszystkie dojechały (co zdaniem większości zaprawionych w lotach transatlantyckich należy do rzadkości. No i jesteśmy w USA. Zegraki przestawiamy o 6 godzin do tyłu, więc nagle z godziny 22 zrobiła się 16. Do Waszyngtonu dotarliśmy najpierw autobusem, który jechał autostradą o łącznej ilości pasów 12 lub 14, a następnie metrem.
Metro… zasady kupowania biletów do metra nie są oczywiste, żeby nie powiedzieć że nawet nasi znajomi z DC1 nie potrafili nam dokładnie wytłumaczyć o co w tym wszystkim chodzi. Wiedząc gdzie chcemy dojechać udało nam się zidentyfikować, że musimy dostarczyć 'maszynie’ dwa razy po 2,35 $. Niestety okazało się, że 'maszyna; wydaje tylko do 5$, a my mieliśmy najmniejszy banknot o nominale 20$. Pierwsze kontakty z tuziemcami miały więc charakter nieśmiałych pytań czy nie ma Pan/Pani rozmienić 20$. Stojąc z jedną walizką ogromną, dwiema dość dużymi, torbą małą, dwoma plecakami średnimi i jeszcze torbą laptopową sprawialiśmy wrażenie zagubionych turystów. Wiele osób do nas podchodziło i pytało gdzie chcemy dojechać, tłumaczyło jak obsłużyć 'maszynę’. Niestety nikt nie miał drobnych. Po jakiś 10-15 minutach, kiedy już się zastanawialiśmy nad szukaniem bankomatu, sympatyczna afro-amerykanka dostarczyła nam dwa razy po 10$ i pojechaliśmy do DC.
Wysiedliśmy na stacji Woodley Park. Choć wiedzieliśmy gdzie należy się kierować, to chyba ze względu na nasz bagaż cały czas ktoś nas przyjaźnie zaczepiał pytając czy nie potrzebujemy pomocy. Droga do hoteliku AdamsInn wyglądała na google maps na jakieś 600 m. W praktyce było trochę dalej, do tego mega-ilość bagażu, pełne słońce (ponad 30 stopni) i ogromna wilgotność (przyjechaliśmy tuż po obfitej ulewie). Zmęczenie absolutne. Ale po szybkim zameldowaniu i równie szybkim prysznicu i ruszyliśmy w miasto.
1District of Columbia, przypomina mi się anegdotka jak jeden z moich profesorów dowiedziawszy się że jadę do Waszyngtonu, polecił mi nawiązać kontakt operacyjny z jego dobrym znajomym z University of Washington. Po bliższej analizie okazało się, że niestety uczelnia ta znajduje się nad Pacyfikiem w Seattle, w stanie Waszyngton. Lokalni zresztą częściej używają nazwy D.C. – aglomeracja Waszyngtonu obejmuje Virginię, Maryland i D.C.
Kochani,
początki w Waszyngtonie okazały się kiepskie, a w myśl polskiego przysłowia „Co sie żle zaczyna – dobrze sie kończy” więc z tego wynika, ze problemy macie juz za sobą.
Piszcie często co sie dzieje, żebysmy byli na bieżąco.
Całuję was bardzo mocno
Krystyna
Piękny blog 🙂 W pierwszej wersji dodałem ładny wpis, ale jakiś chochlik (tak to się chyba pisze 😉 mi go wykasował. Ściskam mocno i czekam na kolejne wpisy!
Od ilu funtów liczy się przekąska dla geparda? Czy w Waszej kuchni jest wyposażenie