Na początek krótki rys historyczny :). Kiedy w roku 1620 grupa purytańskich osadników założyła kolonię Plymouth, niewielu z nich zakładało, że większość z nich zginie w trakcie pierwszego roku… Szczęśliwcy którzy przeżyli głównie dzięki pomocy Indian doczekali drugich, zdecydowanie bardziej udanych żniw postanowili to uczcić. Indyka jednak nie było…, ponoć jedzone były jelenie. Jako święto narodowe Thanksgiving zaistniało dopiero w 1863 dzięki prezydentowi Lincolnowi.
Współczesne Thanksgiving obejmuje trzy elementy: przygotowania (robienie zakupów – środa), nieprawdopodobne lub trochę mniejsze obżarstwo (czwartek) i zakupych na wyprzedażach w piątek. My uczestniczyliśmy w punktach drugim i trzecim. Co do przygotowań, to szacuje się że z okazji święta kupuje się i zjada około 50 mln. indyków. Na obiad świąteczny zaprosił nas znajomy rotarianin Len. Co do zasady Thanksgiving ma charakter bardzo rodzinny, jednak nasza impreza była zupełnie inna; był Len, jego dziewczyno-przyjaciółka (nie ustaliliśmy relacji, poza tym że się długo i dobrze znają), znajoma z Arkansas (uwaga: prawidłowa wymowa 'Arkanso’) i zadomowieni w Stanach znajomi: z ſotwy, Gwatemali i Salwadoru. Tak więc było międzynarodowo. Jedzenie było pyszne: pieczony indyk (uwaga: spożywany w większej ilości ma właściwości usypiające) z sosem żurawinowym, specjalne nadzienie i sos, pudding z kukurydzy, ubite ziemniaki, zapiekane brokuły w sosie serowym, ciasto dyniowe, szarlotka z orzechami – naprawdę bardzo sympatyczne. Ciekawe, że podczas całego obiadu trwającego łącznie około 3 godzin, oglądaliśmy futbol amerykański. Jest taka tradycja, że co roku w Thanksgiving są rozgrywane trzy mecze (zawsze między tymi samymi drużynami), no i chyba ludzie je naprawdę oglądają. Tak więc poza rozszerzeniem horyzontu kulturowo-kulinarnego, dowiedzieliśmy się jakie są zasady futbolu – dosyć skomplikowane, ale jak już się je zrozumie, to gra rzeczywiście nabiera koloru i się fajnie ogląda. Inną ciekawostką jest 'nowa świecka tradycja’ wyjścia wieczorem do kina, mieliśmy iść na Beowulfa (mimo ** w GW), ale nie było już nigdzie biletów… Jeżeli chodzi o dzień następny, to już osobna opowieść.
No i jeszcze jedno – pogoda. Wczoraj było 20 stopni. Wysokie ciśnienie. Piękna kolorowa jesień. Jak na razie odnotowaliśmy 5 może 6 deszczowych dni. Pod tym względem jest naprawdę super.
To pogodę macie niezłą. U nas jest 2 stopnie i przelotne opady śniegu 🙂
P.S. Rozumiem, że temperaturę podajemy w stopniach Celsjusza.
To rozumiem Słoniu że po powrocie do Polski przerzucasz się na futbol:)) Myślę że warunki fizyczne masz lepsze nawet niż zwinni, silni murzyni;) ELO
No ba! Prawdę powiedziawszy to mam ochotę pokopać futbolówkę, ale tutaj chyba łatwiej jest znaleźć drużynę do frisby niż chętnych na soccer. Ale za to zacząłem trochę grać w kosza, warunki są tu niezłe (sala pełny wymiar, dostępna od 7 do 22), niektórzy mają naprawdę pojęcie o graniu :), no i przede wszystkim są fenomenalnie przygotowani kondycyjnie.
A co do temperatury, to jakoś się nie mogę przyzwyczaić do przeliczania z Fahrenheita na Celsjusza. Tak jak już się nauczyłem stosować funty, mile, cale, jardy, pinty i galony tak z temperaturą jest inaczej… Ale fakt, pogoda jest świetna, nie ma tego jesiennego marazmu i deprechy wyczekiwania na nowy rok i wiosnę.
Nawet nie chodzi o przeliczanie, trochę to po prostu „dziwnie” brzmi:
ooo, ale dziś zimno! tylko 43 stopnie mamy!!!
🙂 🙂
Temperatura jest najmniej intuicyjna, bo zero zeru nie jest równe. W końcu 0 cm = 0 cali, ale już 0°C = 32°F. Poza tym zamiast przy przeliczaniu przemnożyć przez jakąś liczbę, to trzeba stosować wzory typu: TCelsjusz = 5/9 * (TFahrenheit – 32). Nic prostszego jak sobie chcesz coś oszacować w pamięci 😉
Dominika, dla mnie to zawsze najgorzej brzmiały wysokie temperatury: Ale dzisiaj skwar, mamy 100 stopni 😀