Super Tuesday

Dzisiaj Super Wtorek. W mediach absolutne szaleństwo. Chyba nigdy wybory prezydenckie na etapie nominacji partyjnych nie budziły tylu emocji. Zwłaszcza wśród demokratów, gdzie programy Clinton i Obamy są w sumie dosyć podobne. Zasady wyborów nominatów są dosyć skomplikowane; jeżeli ktoś jest zainteresowany, to polecam http://www.cnn.com/ELECTION/2008/. Dzisiaj głosowania w kilkunastu stanach – w tym również w Nowym Jorku i Kalifornii, które wybierają najwięcej delegatów. Faworyci: u republikanów wciąż McCain, u demokratów jeszcze Clinton, choć w ostatnich dniach Obama zaczął ostro odrabiać.

Są pierwsze wyniki… W Zachodniej Virginii wygrał Mike Huckabee… nasi amerykańscy znajomi (sami demokraci z wyjątkiem Margaret która jest 'republikanką z Ohio’) zacierają pewnie ręcę. Huckabee ma tak radykalne poglądy, że trudno sobie wyobrazić, żeby jako nominat republikanów miał szanse z jakimkolwiek kandydatem demokratów. Ale z drugiej strony, ma niesamowite „gadane”, chyba najlepsze ze wszystkich kandydatów. 

Są kolejne wyniki. Właśnie oglądamy CNN i trzeba powiedzieć, że wieczór wyborczy jest całkiem interesujący i zrobiony chyba fajniej niż w Polsce. U republikanów prowadzi McCaine, zaskoczeniem jest Huckabee (wygrał właśnie w Alabamie) w większości stanów przed Romneyem. U demokratów sytuacja nadal niepewna – Obama wygrał w większości stanów, ale za to Clinton w tych z większą ilością mieszkańców. Formuła przeliczenia wyników na ilości delegatów na konwencję jest dosyć skomplikowana, nie podejmuję się jej przedstawić 🙂 

Ostateczne wyniki: choć McCain jeszcze nominacji nie zdobył, to wygląda na to że jest to tylko kwestia czasu. U demokratów choć prowadzi Clinton, to jest coraz bardziej prawdopodobne, że kandydata wybiorą superdelegaci, którzy nie są związani żadnym głosem wyborców i mogą zrobić co im się podoba 🙂 Ponieważ taka sytuacja zdaży się po raz pierwszy, to trudno powiedzieć jak to wszystko się skończy. Jedno jest pewne, wyborcy wpływu na to za dużego mieć nie będą 🙂

Po serii postów politycznych obiecujemy relację z niedzielnego Super Bowl. 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na Super Tuesday

  1. Adam pisze:

    Poczytałem trochę o wybieraniu kandydatów i to jest rzeczywiście nieźle porezane 🙂 I pomyśleć, że oni dopiero wybierają kandydatów, a właściwe wybory odbędą się później.

    Swoją drogą o ile wybór kandydata poprzez delegatów jest w miarę OK, to sposób wyboru prezydenta przez elektorów już mi się tak nie podoba. Lipa, że może być sytuacja jak między Gorem i Bushem, kiedy zostaje wybrany ten kandydat, który zebrał w skali kraju mniej głosów.

    Skoro i tak mają wybory powszechne, to powinni zrobić też bezpośrednie.

  2. dominik pisze:

    Jeszcze zwróć uwagę na super delegatów 🙂 Poza tym ciekawe są reguły gry – u republikanów jeżeli wygrasz stan, to bierzesz wszystko, u demokratów – proporcjonanie (dlatego u demokratów jeszcze wszystko przed nami).

    Co do ostatecznych wyborów. Wiem że rozstrzygnięcie wyborów Gore/Bush jest ciężkie do zaakceptowania z punktu widzenia zwykłej logiki. Trzeba tylko wziąć pod uwagę, że do USA to jet federacja stanów, czyli związek podmiotów o bardzo dużej samodzielności (znacznie większej niż nam się wydaje w Polsce), które muszą mieć zagwarantowany wpływ na wybory prezydenta. System elektorów to właśnie gwarantuje – gdyby nie było elektorów, to kilka stanów (np. taka Montana lub South Dakota) mogłoby w ogóle nie organizować wyborów bo ich glosy nic by nie zmienily. Problemem jest zasada „zwycięzca w stanie beirze wszystko”. Wyobraź sobie państwo z dwoma stanami: A – 11 mln. ludności (11 głosów elektroskich) i B – 10 mln. (10 głosów elektorskich), a później wyniki w A: R-40%, D-60%, wyniki w B: R-90%, D-10%. Demokraci dostają więcej głosów elektorskich, choć głosowało na nich mniej ludzi. Tak to mniej więcej działa tutaj. Jedyna możliwa zmiana, to wprowadzenie systemu proporcjonalnego (choć i to jest mało realne). W naszym pa}stwie oznaczałoby to, że: R dostają 4+9=13, a demokracji 7+1= 8). Ale i w takim systemie mogłoby dojść do paradoksu wyborów Gore/Bush.

Możliwość komentowania została wyłączona.