Food

Powszechnie panuje opinia, że pobyt w US oznacza kilka dodatkowych kilogramów. Moje doświadczenia empiryczne są jednak trochę inne; poprzednio do Polski wróciło kilkanaście kilogramów wykształconego obywatela mniej :). Tym razem raczej nie będzie tak radykalnej redukcji, ale moja opinia o amerykańskim jedzeniu zdecydowanie nie uległa zmianie, choć dostrzegam aspekty pozytywne. Elementy charakterystyczne (choć wybór jest całkowicie subiektywny i tendencyjny:

1.) wybór produktów – niesamowity, właściwie można tu kupić prawie wszystko, mnóstwo produktów w wersji low-fat lub zero (np. Cherry 7up ;), warzywa i owoce z różnych stref geograficznych, kuchnie regionalne z całego świata; bardzo fajne jest urządzenie w sklepie umożliwiające schłodzenie białego wina w ciągu 30 sekund;

2.) ceny – są oczywiście produkty tanie (szczególnie kupowane w sklepach cash&carry), średnie (sklepy w DC), ale za produkty wyższej jakości czy też organiczne kupowane w WholeFoods (taka Alma++) trzeba zapłacić już znacznie więcej;

3.) knajpy – kultura jedzenia na mieście jest tu bardzo rozbudowana, co oznacza że oferta naprawdę szeroka – zarówno pod względem palety smaków (kuchnia amerykańska, chińska, japońska, meksykańska, tajska, indyjska, jamajska, etiopska, włoska etc.) jak i zróżnicowania cenowego (lunch od $6 do $50, choć właściwie w US nie istnieje pojęcie górnej granicy); po kilku dniach mogę też dodać, że prowadząc gospodarstwo jednoosobowe mam wrażenie, że taniej wychodzi jedzenie na mieście…

4.) smak – no niestety jest szereg produktów, które nie mają w ogóle smaku (np. chleb poza europejskimi piekarniami jest słaby, mleko takie dziwne, twarożek nie wiele ma wspólnego z twarożkiem), są zdecydowanie za tłuste (dania gotowe) lub zdecydowanie za słodkie (wszystko co jest słodzone syropem z kukurydzy);

5.) wątek pieczywa wymaga rozwinięcia 🙂 – jak byłem na dużych zakupach w hurtowni, to Susie powiedziała, żebym sobie kupił więcej pieczywa. Ja się pytam, czy po kilku dniach będzie się nadawało do jedzenia. W odpowiedzi perlisty uśmiech, kupuj. Z paczką 8 kajzerek męczyłem się jakieś 5 dni. Ostatnia właściwie smakowała identycznie jak pierwsza…

6.) produkty, których dostępność w Polsce jest ograniczona: lody, świeże guacamole, niektóre owoce i warzywa, różnorodność kuchni meksykańskiej, owoce morza.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

6 odpowiedzi na Food

  1. manfred.maniutek pisze:

    Skoro bułka po kilku dniach smakuje tak samo jak świeża to sobie wyobraź ile tam jest chemii, żeby to tak właśnie było:) i myślę że poza WholeFoods tak właśnie wyglądają wszystkie produkty low-fat, zero, itd. Smacznego:)

  2. dominik pisze:

    Problem tylko w tym, że bułka jest tak samo niedobra…

    Niestety konserwanty, high-fructose corn syrup i inna chemia są chyba wszędzie, w WholeFoods też (tylko że tam więcej płacisz), wyjątkiem są może owoce i warzywa organiczne (choć kto wie), ale te lepiej się kupować na targu od drobnych producentów.

    A tymczasem idę eksplorować okolicę 🙂

  3. Ruda pisze:

    Zdecydowanie podoba mi się pomysł chłodzenia butelki wina w 30 sekund 🙂

  4. Julita pisze:

    Jak ostatnio posłuchałam w jakiejś audycji radiowej ciut więcej o GMO i usłyszałam hasło, że jabłoń w czasie jednego sezonu jest pryskana 30 razy, a pietruszka np. 15 razy, to chyba jedyne słuszne pytanie brzmi: nie czy, tylko ile chemii jest w tym ogórku a ile w marchewce???!!! Pewnie na krótko starczyłoby mi zapału, ale najchętniej założyłabym ogródek. Da się na parapecie?;)
    Dominik, pilnuj się! Masz „byka” w tekście:P Bo obywatela z pewnością wróci więcej, ale inteligencji – kto wie…?;)

    • Dominik pisze:

      oj tam oj tam, jaka sama zaczniesz coś pisać to pogadamy 😉

      • Julita pisze:

        Jak na razie stwierdzam, że powinnam nie pracować, żeby porządnie studiować czyli fura czytania a czasu maleńko;) A byki to wiesz, że widzę wszędzie dookoła. W sumie to chyba zdrowy odruch,co?:P

Możliwość komentowania została wyłączona.