Florida Trip vol. 2

Z Naples pojechaliśmy w stronę Fort Myers, zahaczając o piaszyczyste plaże nad Zatoką Meksykańską. Pogoda była całkiem ładna, choć trochę wiało i się chmurzyło. Spośród wielu potencjalnych atrakcji, zdecydowaliśmy się pojechać do Manatee Park (F), w którym teoretycznie można oglądać dziko żyjące manaty, 'ssaki z rzędu syren’ zwane również morskimi krowami. Na miejscu pożyczyliśmi kajak i wypłynęliśmy w poszukiwanie manat. Początkowo dość przerażającym kanałkiem, potem rzeczką. Manat nie widzieliśmy, natomiast widzieliśmy aligatora… W pewnym momencie Sokole Oko melduje, że widzi krokodyla. Rzeczywiście widać było charakterystyczne oczy i czubek pyska. Moje zapewnienie, że to zapewne nie jest krokodyl, a aligator, właściwie nie rozładowało napięcia, zwłaszcza że aligator postanowił zanurkować. Później ustaliłem, że rzeczywiście można się natknąć w rzece na aligatory, że nie należy ich ani karmić ani wchodzić w bilższą konfidencję, że ataki aligatora na człowieka zdarzają się tylko w horrorach (w Manatee Park nigdy się taki atak nie zdarzył). Należy jednak być przygtowanym, że aligator może przepłynąć pod kajakiem i będzie się go widziało naprawdę dokładnie.

Z Manatee Park pojechaliśmy w stronę St. Petersburga i Tampy (G). Ten fragment wyprawy nie był specjalnie ciekawy, coś w stylu filmu drogi, no może z wyjątkiem majestatycznego 'Bob Graham Sunshine Skyway Bridge’. Wjazd do Tampy dość wyraźnie pokazuje, że jedną z istotniejszych linii podziałów politycznych w USA jest poziom dobrobytu. W Pompano Beach, Boca Raton, Naples, Fort Myers, Florida Keys mieszkają bogaci zwolennicy Romneya (potwierdzają to plakaty w ogródkach), a np. w Tampie czy North Miami to chyba raczej niegłosujący lub zwolennicy Obamy. Tampa nie jest ładna. Lokalne atrkacje to: Garden Bush i Ybor City. Pierwsze to park rozyrwki, których na Florydzie jest pełno, drugie to dzielnica hiszpańsko-kubańsko-włosko-żydowska, która czas świetności miała w latach 20. i 30., później całkowicie upadła, a od jakiś 15 lat jest oderestaurowywana. Sympatyczne miejsce: klimatyczne knajpki, kawiarnie, sklepy z ręcznie kręconymi cygarami, dużo klubów o nie do końca jasnym charakterze (było ok. 17.00, więc nie mogliśmy przeprowadzić badań empirycznych).

Z Tampy pojechaliśmy na drugą stronę do Cocoa Beach. Przejechaliśmy koło Disney World – był plan, żeby podjechać pod bramę i zobaczyć Magic Kingdom. Nie da się. Parki Disneya zajmują łącznie powierzchnię większą niż San Francisco. Od wjazdu na parking do wejścia do parku jest kilka kilometrów… Mijamy Orlando. Wszędzie dookoła jakieś parki rozrywki i mnóstwo hoteli. Do Cocoa Beach (H) dojechaliśmy dość późno, sympatyczna kolacyjka nad zatoką, pan przygrywający na saksofonie. Z ciekawostek: sklep dla surferów czynny 24h., aż żałowałem że nie jestem surferem.

Następny dzień spędziliśmy w Kennedy Space Center na Cape Canaveral. Oczywiście do zwiedzania udostępniona jest tylko Visitor Center i Apollo Center. Polecamy, co najmniej z trzech powodów: (i) wystawy, oryginalne rakiety (w tym od 2/11 również Atlantis), budynki NASA, filmy 3D (o Hubble’u, stacji kosmicznej), nagrania, dokumenty, symulator startów rakiety, spotkanie z astronautą, (ii) jest to miejsce w którym dzieci (każdy) może się zainteresować astronautyką i innymi naukami, (iii) imponujaca organizacja – średnio dziennie ok. 40.000 zwiedzających, a nie ma żadnych kolejek i można spędzić w interesujący sposób właściwie cały dzień.


Wyświetl większą mapę

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na Florida Trip vol. 2

  1. janek pisze:

    skoro tam jest tyle parków rozrywki, kiedy pojawi się relacja z jakiegoś rollercoaster’a ?

    • dominik pisze:

      nie pojawi się, dlaczego? bo część uczestników Fl.Trip nie może jeździć rollercoasterem

Możliwość komentowania została wyłączona.