Z małym opóźnieniem… Miami&Miami Beach, w CSI Miami i Miami Vice wygląda zdecydowanie lepiej, Sonny’ego Crocketa nie spotkaliśmy, doskonałych wyrzeźbionych młodzieńców prężących nagie torsy i równie doskonałych lasek prężących atrybuty swojej kobiecości też nie było… Co natomiast było: fantastyczny kilkukilometrowy bulwar, szeroka plaża i ciepły ocean z falami, ocean drive, sporo sztucznych cycków, coś na kształt małej lokalnej powodzi, dominujący język hiszpański (właściwie na ulicy było słychać tylko hiszpański, w knajpach/barach/sklepach angielski jest ewidentnie drugim językiem), spore korki (wyjazd na południe zajął nam prawie 90 minut). Z Miami pojechaliśmy na Florida Keys. Dojechaliśmy na Islamorady, gdzie miała być „największa plaża na Key”. Plaża była i miała powierzchnię powiedzmy 50m2…, ocean przypominał jezioro i był płaski jak tafla… Jeżeli kiedyś będziecie na Florydzie, to plażowanie w Miami Beach jest fajniejsze. Ostatnim punktem Florida Trip był seafood buffet 'all you can eat’, z genialnym crab chowder. Nasz samolot był jednym z pierwszych, który wylądował na BWI po przejściu Sandy :).
Florida Trip vol. 3
Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.