Imprezowanie w DC. Do minionego wczoraj nie poznaliśmy chyba żadnej osoby lubiącej imprezowanie. W piątek wpadł nawet Michal, który właśnie zdawał po raz 4. GMAT… Niestety okazało się, że on w sobotę musi wstać o 6 rano, bo się przygotowuje do maratonu i ze znajomymi planują przebiegnięcie 20 mil… (w tempie 1 mila w 8 min.). Tak więc 'polska’ impreza’ specjalnie nie wypaliła. Z maratonami w ogóle tu jest śmiesznie – wszyscy chcą startować, ilość miejsc ograniczona, wpisowe 200$, miejscami handluje się na e-bay, organizatorzy wymagają wykazania się odpowiednią życiówką…
No ale wczoraj spotkaliśmy Jagodę (większość czytelników powinno ją znać z widzenia), która przyjechała do DC odwiedzić znajomego Libańczyka, pracownika World Banku. Farrid okazał się super-mega-fancy-trendy imprezowiczem, kosmopolitycznym miłośnikiem sushi, wódki, okularów Ray Ban i pokazał nam 'jak to się robi w DC’ (łącznie z demonstracją know-how wyrywania hot lasek na paszport United Nations) . Po dłuższej rozgrzewce w naszym apartamencie poszliśmy do klubu typu 'no name’ na rogu 18 i Connecticut – jak się później okazało największym zagłębiu clubbingu w DC. Zwykłe drzwi między spożywczym, a sklepem z materacami, żadnej selekcji, sprawdzali tylko ID (jak im machaliśmy polskimi dowodami, to byli lekko zdezorientowani) i kasowali 10 bugsów (jest to raczej wyjątek – ale też miejsce ponoć bardzo wyjątkowe). Sam klub – całkiem sympatyczny i kameralny, duże patio, ludzie raczej ubrani elegancko, towarzystwo zdecydowanie międzynarodowe. Większość popijała drinki, browarek lub wino, shoty raczej rzadziej. Nie zauważyliśmy nikogo kto uskuteczniał hasło typu 'bar wzięty’. Ludzie strasznie sympatyczni, bardzo łatwo i chętnie nawiązują kontakt. Co do cen – shot 6$, drinki od 6$. Co ciekawe prawie wszystkie kluby w DC są zamykane o 3, tylko dwa są czynne do 5 (w jednym z nich właśnie byliśmy). Około 2.30 padło hasło idziemy na burgera 🙂 Na ulicy dosłownie dziki tłum ludzi. Bar z najlepszymi burgerami (obowiązkowy punkt wizyty w DC) w mieście jakieś 20 metrów obok. Półfunciak z serem na głowę i do domciu.
Ciekawie zorganizowana jest komunikacja taksówkami. W obrębie ścisłego centrum (zone 1)za każdy kurs płaci się 6,50$ + 1,50$ za każdego następnego pasażera. Za kurs z zone 1 do zone 2 (a,b,c,d,e…, promień około 7 km. od centrum) płaci się analogicznie 8,80$ + 1,50$ od pasażera. Jeżeli się jedzie z jednej z zone 2 do innej, to płaci się analogicznie 11,50$+1,50$. Jeżeli się jedzie dalej, to już według licznika. Niektóre zasady są śmieszne – jeżeli się jedzie we dwie osoby i wysiada w dwóch różnych miejscach, to każda płaci oddzielnie. Jak wracaliśmy do domu, to nasz kierowca nagle się zatrzymał i mieliśmy jeszcze jedną pasażerkę…
Mamy też zapowiedź pierwszego gościa – za 2 tygodnie wpada Bużan z Jagodą 🙂
Coś tam widziałem w tv o maratonie ale to chyba było w chicago… podobno najtragiczniejszy w historii: 1 osoba nie żyje a 350 w szpitalu?.. u Was też tak było?… niezłe zapłacić 200$ żeby się strasznie zmęczyć, zemdleć, zostać zabranym przez karetkę, przeleżeć dzień w szpitalu w zapoconej koszulce i spodenkach 🙂 po czym wrócić do domu ze świadomością, że się nawet nie dobiegło do mety 🙂
ps. to oczywiście żarty 😉 pozdrawiam wszystkich fanów biegania za pieniądze w maratonie. Dominik! Ani sie waż!
A właśnie 😉 czy „Bużan” to czasem nie „Burzan”?
Zdecydowanie 'Bużan’. Aczkolwiek nie jesteś jedynym niedowiarkiem. Dominka też na mnie krzyczała w tej sprawie. Uwaga: w czwartek będzie u nas rekordowo zimno. 19C… Nie wiem co zrobimy…
Czyli Dominikowi nikt krawata nie podeptał jak wracaliście do domu? Eeee to co to za impreza:) nie pokazaliście jak się bawi STOLYCA. Myślę że Pan Kręciłapa powinien coś zarządzić. Elo. Tymczasem spadam bo roboty dużo.
nie no – robie sie zazdrosna…kupuje bilety 🙂
Popieram! Państwo Sypniewscy powinni zadać szyku na parkiecie i powywijać kozakiem w iście polskim stylu…. Busiak!
No i jestesmy! jest jak za starych dobrych … 🙂 Wiwat gospodarze!