Wylądowali :)

Gdyby: samolot z Warszawy wyleciał punktualnie, samolot z Paryża wyleciał punktualnie, jakiś kolo nie zabrał walizki Rava z Dulles, a następnie nie wracał z hotelu na lotnisko zbyt długo, a w między czasie nie zrobiło się późno, to Jo&Rav byliby o sesnsownej godzinie i byśmy ruszyli na miasto. Ale wszystkie te elementy wystąpiły, więc tak jak o 5.05 weszli do taxi w wawie (czas warszawski), tak o 22.02 wyszli z taxi pod naszym apartementem (czas waszyngtoński). 23 godziny w podróży, jeden z bardziej imponujących wyników na trasie WAW-DC. Ale Rav dzielnie siedzi obok sącząc Budweisera i jest cool.

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | 8 komentarzy

A tymczasem w DC

1. Powoli nadchodzi jesień – jest słoneczko, w ciągu dnia raczej ciepło, tak do 20C, w nocy trochę chłodniej. Ale żeby nie było, jak wilgotne masy ciepłego powietrza z Karaibów zderzą się z zimnymmi masami powietrza z centralnej Kanady, to może w każdej chwili może spaść naprawdę dużo śniegu.

2. Robi się filmowo, o Bondzie pisać nie będę, bo większość czytelników pewnie już go widziała kilka tygodni temu, a my dopiero przedwczoraj (tak, tak – premiery w US bywają opóźnione). Natomiast polecamy produkcję Bena Afflecka „Argo” na podstawie odtajnionej przez Clintona w 1997 operacji „Argo” przeprowadzonej przez CIA w Iranie. Choć właściwie wiadomo jak film się powinien skończyć, to trzyma w napięciu do samego końca. Agent, który prowadził operację jest naprawdę mistrzem świata. Kinowa agenda na zimę zapowiada się naprawdę nieźle: Lincoln, Anna Karenina, Hobbit. Byliśmy też w teatrze na 'The Mystery of Edwin Drood’, fajne doświadczenie, ale pokazujące że językowo to jeszcze trochę.

3. Hej hej tu NBA. Zaczął się kolejny sezon, co powoduje refleksje na temat przemijania… Kobe Bryant, l. 36 zaczyna mówić o zakończenia kariery. Koszukarze „naszej” generacji występują głównie w TV jako komentatorzy. Od dramatycznego zakończenia kairery przez Magica Johnsona minęło 21 lat, a ten nadal bardzo dobrze. Nasz człowiek w NBA aka Polish Hammer aka Gortatumbo już nie przybija piątek z ławki rezerwowych, ale jest wyróżniającym się środkowym, tyle że w jednej z najsłabszych drużyn.

4. Mamy za sobą 'polish dinner’. Łatwo nie było, ale daliśmy radę: śledzik w oleju z cebulką, kotlety mielone, ziemniaki i zasmażane buraczki, do tego quasi-mini-szarlotki z domową kruszonką :). W przyszłym tygodniu idziemy do Susie i Phila na 'american dinner’ (Thanksgiving Day).

5. Od soboty pojawią się gościnne wpisy, nawiązujące do pięknej tradycji zapoczątkowej przez Mańka w 2008 roku (też w sumie trochę czasu minęło…). Mamy nadzieję, że Jo&Rav staną na wysokości zadania.

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | 4 komentarze

Florida Trip vol. 3

Z małym opóźnieniem… Miami&Miami Beach, w CSI Miami i Miami Vice wygląda zdecydowanie lepiej, Sonny’ego Crocketa nie spotkaliśmy, doskonałych wyrzeźbionych młodzieńców prężących nagie torsy i równie doskonałych lasek prężących atrybuty swojej kobiecości też nie było… Co natomiast było: fantastyczny kilkukilometrowy bulwar, szeroka plaża i ciepły ocean z falami, ocean drive, sporo sztucznych cycków, coś na kształt małej lokalnej powodzi, dominujący język hiszpański (właściwie na ulicy było słychać tylko hiszpański, w knajpach/barach/sklepach angielski jest ewidentnie drugim językiem), spore korki (wyjazd na południe zajął nam prawie 90 minut). Z Miami pojechaliśmy na Florida Keys. Dojechaliśmy na Islamorady, gdzie miała być „największa plaża na Key”. Plaża była i miała powierzchnię powiedzmy 50m2…, ocean przypominał jezioro i był płaski jak tafla… Jeżeli kiedyś będziecie na Florydzie, to plażowanie w Miami Beach jest fajniejsze. Ostatnim punktem Florida Trip był seafood buffet 'all you can eat’, z genialnym crab chowder. Nasz samolot był jednym z pierwszych, który wylądował na BWI po przejściu Sandy :).

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Możliwość komentowania Florida Trip vol. 3 została wyłączona

Wybory

Zanim pojawi się ostatni wpis o Florydzie, malutki komentarz o wyborach. Dlaczego Obama wygrał? Poniżej macie odpowiedź

Demografia, prawa kobiet, prawa mniejszości, religia i rozwarstwienie pod względem dochodów. Jeżeli Republikanie nie wyciągną wniosków, to następne wybory prezydenckie w St. Zjed. mogą być już mało interesujące…

Warto też odnotować, że:
– Demokraci mają 53 miejsca w senacie, to znacząco ułatwia Obamie nominację do Sądu Najwyższego osoby z liberalnymi poglądami
– Republikanie kontrolują Izbę Reprezentantów, co oznacza konieczność kompromisu
– w Senacie jest rekordowa liczba kobiet (23), a radykalnie prawicowi kandydaci (zwłaszcza w temacie aborcji) przegrali w wyborach
– w dwóch stanach w referendum społeczeństwo poparło prawo par tej samej płci do zawierania związków małżeńskich
– w dwóch stanach w referendum społeczeństwo poparło legalizację marihuany na cele relaksacyjne (w 17 jest dozwolona jako środek leczniczy)

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Możliwość komentowania Wybory została wyłączona

Florida Trip vol. 2

Z Naples pojechaliśmy w stronę Fort Myers, zahaczając o piaszyczyste plaże nad Zatoką Meksykańską. Pogoda była całkiem ładna, choć trochę wiało i się chmurzyło. Spośród wielu potencjalnych atrakcji, zdecydowaliśmy się pojechać do Manatee Park (F), w którym teoretycznie można oglądać dziko żyjące manaty, 'ssaki z rzędu syren’ zwane również morskimi krowami. Na miejscu pożyczyliśmi kajak i wypłynęliśmy w poszukiwanie manat. Początkowo dość przerażającym kanałkiem, potem rzeczką. Manat nie widzieliśmy, natomiast widzieliśmy aligatora… W pewnym momencie Sokole Oko melduje, że widzi krokodyla. Rzeczywiście widać było charakterystyczne oczy i czubek pyska. Moje zapewnienie, że to zapewne nie jest krokodyl, a aligator, właściwie nie rozładowało napięcia, zwłaszcza że aligator postanowił zanurkować. Później ustaliłem, że rzeczywiście można się natknąć w rzece na aligatory, że nie należy ich ani karmić ani wchodzić w bilższą konfidencję, że ataki aligatora na człowieka zdarzają się tylko w horrorach (w Manatee Park nigdy się taki atak nie zdarzył). Należy jednak być przygtowanym, że aligator może przepłynąć pod kajakiem i będzie się go widziało naprawdę dokładnie.

Z Manatee Park pojechaliśmy w stronę St. Petersburga i Tampy (G). Ten fragment wyprawy nie był specjalnie ciekawy, coś w stylu filmu drogi, no może z wyjątkiem majestatycznego 'Bob Graham Sunshine Skyway Bridge’. Wjazd do Tampy dość wyraźnie pokazuje, że jedną z istotniejszych linii podziałów politycznych w USA jest poziom dobrobytu. W Pompano Beach, Boca Raton, Naples, Fort Myers, Florida Keys mieszkają bogaci zwolennicy Romneya (potwierdzają to plakaty w ogródkach), a np. w Tampie czy North Miami to chyba raczej niegłosujący lub zwolennicy Obamy. Tampa nie jest ładna. Lokalne atrkacje to: Garden Bush i Ybor City. Pierwsze to park rozyrwki, których na Florydzie jest pełno, drugie to dzielnica hiszpańsko-kubańsko-włosko-żydowska, która czas świetności miała w latach 20. i 30., później całkowicie upadła, a od jakiś 15 lat jest oderestaurowywana. Sympatyczne miejsce: klimatyczne knajpki, kawiarnie, sklepy z ręcznie kręconymi cygarami, dużo klubów o nie do końca jasnym charakterze (było ok. 17.00, więc nie mogliśmy przeprowadzić badań empirycznych).

Z Tampy pojechaliśmy na drugą stronę do Cocoa Beach. Przejechaliśmy koło Disney World – był plan, żeby podjechać pod bramę i zobaczyć Magic Kingdom. Nie da się. Parki Disneya zajmują łącznie powierzchnię większą niż San Francisco. Od wjazdu na parking do wejścia do parku jest kilka kilometrów… Mijamy Orlando. Wszędzie dookoła jakieś parki rozrywki i mnóstwo hoteli. Do Cocoa Beach (H) dojechaliśmy dość późno, sympatyczna kolacyjka nad zatoką, pan przygrywający na saksofonie. Z ciekawostek: sklep dla surferów czynny 24h., aż żałowałem że nie jestem surferem.

Następny dzień spędziliśmy w Kennedy Space Center na Cape Canaveral. Oczywiście do zwiedzania udostępniona jest tylko Visitor Center i Apollo Center. Polecamy, co najmniej z trzech powodów: (i) wystawy, oryginalne rakiety (w tym od 2/11 również Atlantis), budynki NASA, filmy 3D (o Hubble’u, stacji kosmicznej), nagrania, dokumenty, symulator startów rakiety, spotkanie z astronautą, (ii) jest to miejsce w którym dzieci (każdy) może się zainteresować astronautyką i innymi naukami, (iii) imponujaca organizacja – średnio dziennie ok. 40.000 zwiedzających, a nie ma żadnych kolejek i można spędzić w interesujący sposób właściwie cały dzień.


Wyświetl większą mapę

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | 2 komentarze

Florida Trip vol. 1

Wycieczka na Florydę rozpoczęła się od wejścia do gate’a z walizką (z różnymi płynami, żelem do włosów, pilniczkami etc.). Po poprawnym nadaniu bagażu i locie z pilotem, który mógłby być jednym z bohtarerów Top Gun, wylądowaliśmy w Ft. Lauderdale (A). Pierwsze wrażenie – palmy i gorący wiatr. Wynajęcie samochodu zajęło 5 minut i jedziemy do Pompano Beach, motel Dolphin (B). Recepcja jest zamknięta (10pm), ale czeka na nas kartka – klucze są w drzwiach naszego pokoju. Przed spaniem oglądamy pierwsze niusy na temat szalejącej na Bahama Sandy.

Rano spacer po plaży. Na horyznoncie widać odchodzący front wokół Sandy, ale u nas silny wiatr i wielkie fale. Jedziemy do Ft. Lauderdale, nazywanego Wenecją Florydy. Niektórzy całkiem nieźle się tam urządzili (ta uwaga dotyczy wielu miejsc na Florydzie). Sympatyczne domy z dostępem do kanału, motorówka jest właściwie standardowym wyposażeniem. Niezbyt dietetyczne śniadanie w Denny’s. Potem jedziemy na szybki szoping do Sawgrass (C). Największy sklep jaki widziałem… 11.000 miejsc parkingowych. Szybki szoping w takim miejscu jest naprawdę wyzwaniem, ale daliśmy radę.

Do Everglades wjeżdżamy słynną Aligator Alley. Od czasu kiedy droga została ogrodzona i pojawiły się barierki widok aligatorów wygrzewających się na słońcu jest raczej melodią przeszłości. Po obu stronach drogi ciągną się położone na bagnach łąki, a potem lasy. Natura jest naprawdę dzika. Kierujemy się w stronę Everglades City (D). Droga na południe od I75 nie ma już barierek, a znaki ostrzegają przed przechodzącymi aligatorami i pumami*. Miasteczko żyje z turystów: wycieczki po zatoce meksykańskiej, łowienie ryb na pełnym morzu, obserwowanie natury. Niestety było już po 17.00, więc nie udało nam się załapać na jazdę airboatem**.

Na noc jedziemy do Naples (E). Po drodze zatrzymujemy się i zaliczamy krótką trasę kładką po bagnach. W pewnym momencie w odległości 4 metrów widać aligatora. Jest dość flegmatyczny i stara się udawać, że go nie ma, ale w rzeczywistości zdecydowanie jest i wygląda dość groźnie. Z kulinarnego insightu: w południowo-zachodniej Florydzie należy zjeść kraba kamiennego. My akurat trafiliśmy na Stone Crabs Festival. Idealnie.


Wyświetl większą mapę

* na florydzie żyje 200 pum i wcale nie jest łatwo jakąś zobaczyć
** zastanawiam się nad sensownym polskim tłumaczeniem…

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | 5 komentarzy

Jesteśmy w domu: DC po przejściu Sandy

Florida Trip odbyła się w najlepszym możliwym momencie :). W poprzedni piątek rano huragan szalał po Karaibach i jeszcze tu się nic o tym nie mówiło. Śledząc prognozę pogody jeszcze w sobotę zarządziliśmy zmianę trasy, bo w Fort Lauderdale całkiem nieźle wiało i były spore fale, a Sandy ocierała się o Sanannah (Georgia), gdzie pierwotnie mieliśmy jechać. Tak więc zamiast nerwowego oczekiwania huraganu w DC, kilka sympatycznych dni  na Florydzie. Co do szczegółów Florida Trip będzie pełna relacja, będą też zdjęcia.

Natomiast teraz o Sandy. Większość pewnie widziała zdjęcia i relacje w tv. Teraz jest wielkie sprzątanie, co gorącym niusem już nie jest. W DC można dostrzec ślady Sandy:

– dużo drzew jest całkowicie bez liści, nagle się zrobiła pełna jesień, liście są wszędzie
– Potomac ma bardzo wysoki stan, po filarach widać, że chyba najwyższy od bardzo dawna; w rzece jest sporo gałęzi, pni, fragmentów drzew
– w mieście jest pusto – chyba dopiero jutro DC zacznie normalnie żyć
– w naszym Giancie wykupili większość wody mineralnej (ale wszystko inne jest)

To co robi wrażenie, to szybkość z jaką starają się wszystko przywrócić. Wczoraj rano większość lotnisk w rejonie huraganu była zamknięta. Nasz lot jeszcze wczoraj rano był odwołany. Wczoraj o 17.00 mogliśmy on-line potwierdzić, że lotnisko w Baltimore przyjmuje samoloty, wszystkie lotniska w NYC już działają.

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Możliwość komentowania Jesteśmy w domu: DC po przejściu Sandy została wyłączona

Kilka reflelksji o wyborach w USA

1. Po pierwsze jest to jedno z ciekawszych doświadczeń poznawczych ze Stanów. Wybory mają tutaj charakter permanentny – cały czas kogoś się wybiera: Kongres, Senat, wybory stanowe, wybory lokalne…, właściwie cały czas trwa jakaś kampania wyborcza. Co ciekawe kampania prezydencka prowadzona jest właściwie tylko w ośmiu „swinging states”, w pozostałych 42 wiadomo kto wygra. Decydujące znaczenie ma Ohio, Floryda i Virginia, które mają najwięcej głosów elektorskich, a zwłaszcza Ohio, które dla Romneya jest konieczne, jeżeli myśli o wygranej.

2.  Kampania prezydencka jest przygotowana naprawdę profesjonalnie. Jest to związane z traktowaniem polityki w kategoriach bardziej biznesu niż „publicznej służby”. Profesjonalnie nie do końca oznacza merytorycznie, co wynika z dwóch czynników: (i) kandydaci walczą o głosy wyborców, którzy w większości nie rozumieją merytorycznego uzasadnienia, (ii) samo posługiwanie się argumentacją merytoryczną właściwie oznacza opowiedzenie się po jednej stronie sporu. Zastanawiam się czy nasi politycy wpadli na pomysł, żeby wysłać to swoich spin doktorów, żeby zobaczyli jak to się robi za oceanem. Wątpię.

3. Debaty. Kandydaci są naprawdę dobrze przygotowani do tego żeby dobrze wypaść. Wszelkie wpadki i lapsusy językowe są analizowane w mediach w nieskończoność. Gdyby spece z US wzięli pod lupę naszych orłów, to byłoby to całkiem zabawne. Wygląda na to, że debaty rzeczywiście mają wpływ na wyborców niezdecydowanych. Po pierwszej wygranej debacie Romney wrócił do sondaży jako kandydat „wybieralny”, druga i trzecia debata też znajduje lekkie odbicie w sondażach. Czy jednak to ma decydujące znaczenie przy wyborach?

4. Niezależne media. To jest niesamowite. Oglądając FOX NEWS i MSNBC ma się wrażenie dwóch alternatywnych rzeczywistości… W USA jest naprawdę sporo osób o specyficznych skrajnych poglądach: kreacjonistów, radykałów religijnych, libertarian. Część ludzi wierzy, że Obama jest muzułmaninem i uzurpatorem… Media pragnące uchodzić za niezależne moim zdaniem zdecydowanie sprzyjają Obamie. Jak się jednak nad tym zastanowić, to nie jest to aż tak dziwne. Ludzie, którzy w ogóle oglądają publicystykę, robią to chyba głównie dla rozrywki. No to dostają taką zawartość, żeby mieli fun. Rynek. Jak chcecie próbkę political show, to polecam Rachel Maddow Show http://www.msnbc.msn.com/id/26315908/

5. Spór polityczny. Można dostrzec coraz większą polaryzację. To są naprawdę bardzo ważne wybory, które będą miały wpływ na los wielu amerykanów i przyszłych amerykanów. Jedna strona ma ofertę skierowaną to dość wąskiej elity, która dzięki ideologicznej polewie, stała się jednak konkurencyjna. Pomysły Rep. Ryana są naprawdę kontrowersyjne.  Druga strona ma plan skierowny do znaczniej większej liczby wyborców, w pewnym stopniu uderzający jednak w najbogatszych, którzy tą całą zabawę finansują. Pamiętajcie również, że prezydent mianuje sędziów Sądu Najwyższego, w którym mamy m.in. 80-letnią Ruth Ginsbourg. Kolejny sędzia o poglądach konserwatywnych może spowodować, że USA na długie lata skręci bardzo, ale to bardzo na prawo.
Można się zastanawiać jak to w ogóle możliwe, że „wyścig” jest tak zacięty. Argumenty są dwa: dużo ludzi nie ma pojęcia o co w ogóle chodzi w wyborach i nie głosuje, dużo ludzi głosuje wyłącznie z pobudek ideologicznych.

6. Pieniądze. Naprawdę duże. Tylko przez ostatni rok Obama wydał 345 mln $, a Romney 228 mln $. I to nie jest koniec. Biznes ma nieograniczone możliwości finansowania polityki – wg Sądu Najwyższego jest to forma korzystania z wolności słowa… Do tego bardzo ostry lobbing sektora energetycznego, polecam http://vote4energy.org/.

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | 5 komentarzy

We fight to be free

Tak ponoć miał powiedzieć George Washington w trakcie rady wojennej 25 grudnia 1776 r. Następnego dnia Armia Kontynentalna odniosła zwycięstwo, które odmieniło losy Independence War i doprowadziło do niepodległości USA.

Dzisiaj byliśmy w Mount Vernon, czyli posiadłości należącej do Waszyngtona, w której spędził dużą część swojego ciekawego życia. Do Mount Vernon jedziemy Yellow Line i autobusem FX101. Na miejscu widać, że jest to naprawdę popularne miejsce – tłumy samochodów, tłumy zwiedzających. Bilety po $15, chcieliśmy iść jeszcze na wycieczkę po podziemiach, w których kręcili Skarb Narodów, ale była już tylko o 15.00, za późno.

Cała posiadłość i rezydencja robi wrażenie; widać że Washington należał do najbogatszych ludzi swojej epoki, dużo oryginlanych przedmiotów Washingtona i jego żony. Cudowny widok z rezydencji na Potomac. Do tego kolejna lekcja amerykańskiego patriotyzmu – to Amerykanie robią naprawdę rewelacyjnie. W lekki i przyjemny sposób przedstawiają mity założycielskie swojego państwa, w tym przypadku w kontekście dokonań Washingtona. Całe zwiedzanie Mount Vernon to 3-4 godziny – na szczęście w trakcie mogliśmy  skonsumować typowo amerykański posiłek :).

Do Arlington, a właściwie do Alexandrii wrócliśmy stateczkiem. Trochę wiało i w pewnym momencie zrobiło się zimno, ale rejs po Potomacu był bardzo przyjemny. Niektórzy się tam bardzo symaptycznie urządzili, tak bespośrednio nad wodą. Można pozazdrościć. Alexandria, a zwłaszcza Old Town i King Street z ciekawą masońską budowlą, zasługuje na osobny post.


Wyświetl większą mapę

 

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | 3 komentarze

Niedzielny jogging

Weekend upłynął pod znakiem sportowym: w sobotę poszedłem przejść się po okolicy i kupić nowe buty do biegania. Przejście po okolicy zamieniło się w jakieś 17 km. eksplorowania różnych dzielnic. Najśmieszniej było kiedy nagle zauważyłem, że wszystkie napisy na sklepach i resturacjach są tylko po hiszpańsku, a ja jestem największy na ulicy 🙂

Spacer był jednak udany. Po przymierzeniu jakiś 20 par butów różnych marek i typów uznałem że Nike Zoom Structure 14+ są dla mnie po prostu idealnie. Buty do biegania barefoot są niesamowite, ale też nie jakoś specjalnie mi nie przypasowały. Na koniec  odwiedziłem Chipotle Mexican Grill, zaliczyłem burrito bowl i było pysznie (tutaj mała dygresja: czy wiecie co meksykańskim fast foodzie jest najmniej zdrowe? odpowiedź na dole). W niedzielę postanowiłem rozbiegać buty korzystając z pięknej niedzielnej pogody, idealnej na jogging. Taki nad rzeczkę i z powrotem.

Przy wejściu na teren Arlington National Cemetery (B) poproszono mnie o ID, nie miałem więc musiałem zmienić plany, pobiegłem więc w stronę Iwo Jima Memorial (C), tam dołączyłem do wesołego tłumu biegaczy i pobiegłem nad Potomac (fantastyczny odcinek, poglądowa fota na fb), i tak dobiegłem do Mariny (D). Obiegnięcie Pentagonu najkrótszą drogą okazało się wyzwaniem topograficznym. Jak byłem na stacji Metro Pentagon (E) było już naprawdę gorąco, 7 mil na karku, bez picia, bez karty miejskiej… przy ulicy Oak (F) po 400 m. podbiegu miałem już dość i postanowiłem usiąć na moment i odpocząć… Na szczęście dalej było już płasko :), ale ambicji na 10m już w sobie nie znalazłem. Cała trasa wyszła mi jednak w dość sensownym średnim tempie 6:30


Wyświetl większą mapę

Poza tym, to chciałem się wybrać do kina, ale aktualny repertuar jest naprawdę średni, zaryzykuję i wybiorę się na Argo. Ale jesień zapowiada się naprawdę nieźle:!
Hobbit, Skyfall, Django Unchained, The Man with the Iron Fists, Life of Pi.

A odpowiedź na pytanie „żywnościowe”:
1. tortilla chips (4 oz – 570 kcal + 27 g. fat),
2. sos vinaigrette (2 fl oz. – 260 kcal + 24,5 g. fat)

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | 4 komentarze